czwartek, 1 kwietnia 2010

Ćwierćfinały Ligi Europy - wyniki gorsze niż gra

Umiarkowanymi optymistami mogą być sympatycy niemieckiego futbolu po pierwszych meczach ćwierćfinałowych Ligi Europy. Rezultaty uzyskane przez Hamburg i Wolfsburg niczego nie przesądzają, ale stawiają oba kluby w niezłej sytuacji w obliczu rewanżów.

HSV pokonał u siebie Standard Liège 2:1. Zaliczka nie jest zbyt wysoka, ale styl gry podopiecznych Brunona Labbadii zaprezentowany w czwartkowym meczu nie pozostawia złudzeń: Hamburg jest lepszą drużyną. Choć to przyjezdni strzelili pierwsi bramkę - po rzucie rożnym piłkę do siatki skierował głową reprezentant Demokratycznej Republiki Konga Dieumerci Mbokani. Hamburczycy jeszcze przed przerwą zdołali wyjść na prowadzenie - najpierw rzut karny skutecznie egzekwował Mladen Petrić, a w 45. minucie po akcji lewą stroną Dennisa Aogo z bliskiej odległości trafił bardzo aktywny przez cały mecz Ruud van Nistelrooy.

Dla Holendra była to 62. bramka w europejskich pucharach, co dało mu awans na 3. miejsce w klasyfikacji strzelców wszech czasów uwzględniającej wszystkie kontynentalne rozgrywki (wyprzedzają go Raúl i Filippo Inzaghi).

W drugiej odsłonie nie udało się gospodarzom podwyższyć prowadzenia, a mało brakowało, a to Standard strzeliłby gola. Znów pokazał się Mbokani, który przelobował Franka Rosta, jednak futbolówka odbiła się od poprzeczki. Więcej bramek nie padło; z niecierpliwością należy oczekiwać drugiego spotkania, które odbędzie się już za tydzień.

Wolfsburskie Wilki uległy na wyjeździe Fulham 1:2, choć wynik jest mylący. O ile pierwsza połowa, zakończona rezultatem 0:0, była wyrównana i obie drużyny miały swoje szanse, o tyle w drugiej odsłonie to przyjezdni z Dolnej Saksonii prowadzili grę i seryjnie zagrażali bramce strzeżonej przez Australijczyka Marka Schwarzera. Gospodarze, prowadzeni przez trenera Roya Hodgsona, próbowali gry z kontry i dwukrotnie przyniosło im to wymierne korzyści. W 59. minucie ładnym, precyzyjnym strzałem zza linii pola karnego popisał się Bobby Zamora - źle zachował się w tej sytuacji mistrz świata z 2006 roku Andrea Barzagli. 4 minuty później Zamora wystawił piłkę jak na tacy Damienowi Duffowi i ten dopełnił formalności.

Niemal z niczego zrobiło się więc 2:0 dla Fulham, ale od tej pory na placu gry istniała już tylko jedna ekipa, usilnie dążąca do zdobycia kontaktowej bramki. Zadanie to długo przerastało piłkarzy Wilków - o ile jeszcze Grafite przyzwyczaił fanów, że w tym sezonie ma rozregulowany celownik, o tyle po Edinie Džeko (7 bramek w 4 ostatnich ligowych meczach) spodziewać się można było większej dokładności. Dlatego sprawy w swoje ręce musiał wziąć stoper Alexander Madlung i w 89. minucie celną główką po centrze Misimovicia zdobył bardzo ważnego gola.

Wolfsburg zagrał bardzo dobry mecz i można zaryzykować twierdzenie, że w rewanżu będzie faworytem. Czy dojdzie do niemieckiego półfinału Hamburg-Wolfsburg? HSV zrobi zapewne wszystko, by 12 maja na własnym obiekcie rozegrać spotkanie finałowe Ligi Europy.

1. mecze ćwierćfinałów Ligi Europy:
Hamburger SV - Standard Liège 2:1
Petrić 42-k., van Nistelrooy 45 - Mbokani 30

Fulham Londyn - VfL Wolfsburg 2:1
Zamora 59, Duff 63 - Madlung 89

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz