czwartek, 23 sierpnia 2012

Ruszyła Liga Europy. Kuranyi nie pogrążył Stuttgartu, festiwal goli we Wrocławiu

W środę i czwartek rozegrano pierwsze mecze pierwszej rundy Ligi Europy. Oba niemieckie kluby zwyciężyły swoich rywali, choć Stuttgart późno zabrał się do strzelania goli, a Hanower postanowił odegrać show dla kibiców.

W środowy wieczór w stolicy Badenii-Wirtembergii zjawił się zespół moskiewskiego Dinama z Danem Petrescu na ławce trenerskiej. Przybysze z dalekiej Rosji fatalnie zaczęli sezon ligowy - od pięciu kolejnych porażek. Niestety dla nich - w Lidze Europy również polegli. Stuttgart był zespołem lepszym, prowadził grę i stwarzał sobie kilka niezłych sytuacji, jednak piłka przez długie minuty nie wpadała do siatki.

Udało się na niecałe 20 minut przed końcem. Potężny strzał z 30 metrów oddał sprowadzony z Schalke prawy obrońca Tim Hoogland, bramkarz gości Anton Szunin odbił piłkę przed siebie, a tam czaił się już lis pola karnego Vedad Ibišević. Gospodarze próbowali podwyższyć wynik i wreszcie ich wysiłki zostały nagrodzone. W doliczonym czasie gry rezerwowy Gwinejczyk Ibrahima Traoré kapitalnie zatańczył na prawym skrzydle, dograł w pole karne, a Ibišević dopełnił formalności strzałem głową, kompletują doppel-packa. Wynik i w pełni zasłużony, i dający realne szanse na awans do fazy grupowej. Brawo!

Traoré i Ibišević, bohaterowie akcji, która dobiła Dinamo Moskwa

W czwartek odbył się mecz pomiędzy mistrzem Polski Śląskiem Wrocław a Hanowerem 96. Przed spotkaniem w rozmowach ze znajomymi obstawialiśmy przynajmniej trzybramkowe zwycięstwo Niemców - tymczasem mecz miał absurdalny przebieg.

Hanowerczycy zaczęli wspaniale - po 25 minutach prowadzili 2:0 i wprost miażdżyli gospodarzy. Po ładnych kombinacjach do bramki strzeżonej przez Rafała Gikiewicza trafili Leon Andreasen i Jan Schlaudraff. Gdy wydawało się, że spotkanie przerodzi się w egzekucję, nagle padł kontaktowy gol. Z rzutu rożnego dośrodkował Sebastian Mila, a celnym strzałem popisał się niepilnowany Tomasz Jodłowiec.

Już kilka minut później zrobiło się 1:3, po kapitalnym rozklepaniu obrony Śląska przez graczy z Dolnej Saksonii. Tym razem Gikiewicza pokonał Lars Stindl, ale akcja - prima sort!

Pierwsza połowa pokazała różnicę klas dzielącą oba zespoły, ale wtem nadeszła druga odsłona i - ku zdziwieniu milionów widzów - Śląsk doprowadził do remisu 3:3. Najpierw kapitalnym rajdem prawą stroną pokazał się Sylwester Patejuk, a parę minut później po kolejnym rzucie rożnym Mili celną główkę wykonał Przemysław Kaźmierczak. Przecieraliśmy oczy ze zdumienia, nie mogąc pojąć, jakim cudem do tego doszło. Co ciekawsze, przy stanie remisowym arbiter powinien gwizdnąć jedenastkę dla Śląska.

Na szczęście futbol to taka gra, gdzie gra 22 facetów, a na końcu wygrywają Niemcy, jak mawiał Gary Lineker. Końcówka spotkania była fatalna dla wrocławian, bowiem najpierw z rzutu wolnego bombę posłał Leon Andreasen, a 3 minuty później okazję sam na sam wykorzystał Manuel Schmiedebach. Asystę przy tym tym trafieniu zaliczył Artur Sobiech, który wszedł na ostatni kwadrans.

Hanower zupełnie niepotrzebnie doprowadził do nerwowości, na szczęście podopieczni Mirko Slomki zrehabilitowali się za błędy i ostatecznie triumfowali 5:3. Rewanż będzie więc już tylko formalnością. A odbędzie się w przyszłym tygodniu.

Trener Orest Lenczyk został zaorany przez gości z Hanoweru

I RUNDA LIGI EUROPY

VfB Stuttgart - Dinamo Moskwa 2:0
Ibišević 71 i 90

Śląsk Wrocław - Hanower 96 3:5
Jodłowiec 34, Patejuk 54, Kaźmierczak 61 - Andreasen 7 i 82, Schlaudraff 25, Stindl 40, Schmiedebach 85

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz